Wiosna #1 Wegańska redukcja

/ piątek, 29 marca 2013 /

fot. vegefit
Pierwszym wiosennym punktem z planu do realizacji jest zmiana diety na redukcyjną. Po przejrzeniu dziesiątek gotowych planów posiłków, zasad kilku popularniejszych sposobów odżywiania, przeczytaniu wielu artykułów, tematów na forach internetowych i obejrzeniu wielu filmów na temat odżywiania oraz próbach odchudzania poprzez drastycznemu ograniczeniu kalorii, stosowaniu zasad  popularnej diety south beach czy też przeliczaniu każdego grama jedzenia na białka, węglowodany i tłuszcze przez miesiące (!!!) udało mi się wyciągnąć wiele wniosków.

  • Większość diet, które próbowałam... Działa! Dziwne, prawda? Jednak z reguły działanie jest krótkofalowe- udawało mi się wytrzymać kilka dni, czasem tygodni, czego efektem było ogólne osłabienie- niestety nie tylko woli, ale też organizmu. Po tym czasie wracałam do większości starych nawyków i kolejnych kilogramów.
  • Większość diet, które znajdziesz w internecie, książkach czy gazetach nie nadaje się dla wegetarian. Nie wierz, że wystarczy zamienić porcję mięsa na kotlet sojowy czy fasolę jak czasem głoszą dopiski w kolorowych rubryczkach z boku. Nie wystarczy, próbowałam.
  • Większość proporcji białek, tłuszczy i węglowodanów sugerowanych jako dzienne zapotrzebowanie jakie możesz znaleźć korzystając z internetu pewnie się u Ciebie nie sprawdzą.  Zapotrzebowanie na białko w żadnym okresie życia nie przekracza 20% dziennego zapotrzebowania energetycznego, a w większości bilansów białek/węglowodanów/tłuszczy (BWT) poleca się go najczęściej dużo więcej! Dlaczego? Wiąże się to prawdopodobnie ze źródłem tego typu wyliczeń używanych na forach internetowych związanych ze sportami siłowymi (szczególnie kulturystycznych), a do utrzymania masy mięśni potrzeba dużo mniej białka niż do jej budowy. I ignorowania dopisku, że wyliczone proporcje należy dostosowywać do własnych potrzeb, ale to oddzielna kwestia.
  • Im bardziej restrykcyjna dieta tym większe stanowi obciążenie psychiczne i łatwiej wpaść w problem jedzenia emocjonalnego. Zjadanie problemów niestety nie jest mi obce, ale zaczęłam rozumieć jak działa ten mechanizm i jest on mocno związany ze skokami cukru we krwi oraz wieczornym "apetytem", co skutkuje gorszym samopoczuciem i wewnętrznemu hejtowaniu jedzenia, co rodzi jeszcze więcej stresu.
  • Wszystkie na pozór banalne zdania o jedzeniu, które prawdopodobnie dziesiątki razy czytałeś/łaś i zignorowałeś/łaś są świetnie i przemyślenie ich może być impulsem do zmian. Jesteś tym czym jesz. Niech jedzenie będzie Twoim lekarstwem, a lekarstwo jedzeniem. I tu dochodzimy do najważniejszego wniosku, czyli...
  • Jest jeden sposób, który działa zawsze. Od momentu od kiedy zaczynam go stosować do momentu w którym nieopatrznie przestaje- jedzenie prawdziwego jedzenia. Prawdziwego, czyli takiego, które nie ma składu zawierającego związki chemiczne, których nazw nie potrafisz przeczytać. A najlepiej takie, które nie ma w ogóle składu. Kosztuj, podziwiaj, fascynuj się, zachwycaj prawdziwym jedzeniem i reakcją swojego ciała, kiedy na prawdę je odżywiasz. Całe to eating clean z którym często możesz się spotkać na anglojęzycznych blogach dotyczących fitnessu ma sens!
  • Kiedy choruje zwracam bardzo uwagę na to co jem- staram się dostarczyć sobie jak najwięcej wartości odżywczych zwracając uwagę na to, żeby odciążyć układ pokarmowy, żeby mój organizm mógł spożytkować wszystko co mu dostarczam na walkę z chorobą, a nie trawienie. Przy okazji zauważałam dodatkowe profity w postaci poprawy stanu cery i lepszego trawienia. Dlaczego więc nie jeść tak na co dzień?
Skoro już udało mi się zebrać moje niezbyt błyskotliwe wnioski- cóż, najskuteczniej człowiek uczy się na własnych błędach, postanowiłam spisać jak według mnie powinna będzie wyglądać moja wegańska redukcja.
  • Najważniejsze- to co będę jeść, będzie głównie prawdziwym jedzeniem...
  • ...najlepiej surowym.
  • Ograniczę cukier, nie będę przesadzać z ilością owoców.
  • Zostanę przy kilku filiżankach kawy i herbaty tygodniowo...
  • ...i dużej ilości wody i naparów ziołowo-owocowych codziennie.
  • Postaram się odseparować jedzenie od nastroju tak bardzo jak to tylko możliwe. 
Proste, prawda? Ciekawe, że w praktyce zawsze wychodzi trochę bardziej skomplikowanie...

Wiosna

/ poniedziałek, 25 marca 2013 /
Nadchodzi wiosna. W końcu (ha, nie myślałam, że taki słońcofobik jak ja to napisze) dni są dłuższe, jaśniejsze i od razu człowiek czuje przypływ energii. Jeśli tkwisz w zimowym marazmie to najlepsza pora, żeby zacząć zmiany! Pora obudzić się z zimowego snu i zacząć realizować plany, które zimą odkładaliśmy na później. Nie ważne czy chodzi o więcej ćwiczeń, polepszenie relacji czy wiosenny remont w mieszkaniu- teraz jest na to najlepsza pora!

Zanim przejdę do moich wiosennych planów pokuszę się o pobieżne podsumowanie zimy. Chociaż nie pojawił się w tym czasie ani jeden wpis nie zmarnowałam zupełnie tej pory roku, ale też nie wykorzystałam jej tak jak bym chciała.
Co mi się udało?
1. Nie przerwałam biegania. Mimo, iż wiele osób robi sobie zimową przerwę dla mnie pojęcie sezonu biegowego tak samo rok temu, tak samo teraz nie istnieje. Sezon biegowy trwa u mnie cały rok i jestem z siebie niesamowicie dumna mimo małego kilometrażu. Wyjście na długie wybieganie poniżej -10'C wymagało ode mnie niesamowicie dużo samozaparcia i chociaż często odpuszczałam (czego teraz żałuje) cieszę się, że nie borykam się z problemem "powrotu do formy".
2. Wyjazdy w góry! Wcześniej o tym nie pisałam, ale jestem niesamowitą wielbicielką wędrówek górskich z plecakiem. I o ile dla większości osób zima to również nie sezon na tą formę aktywności mi udało odwiedzić się Beskid Żywiecki, Sądecki, Izery, Karkonosze i Gorce. Nie mam pojęcia ile kilometrów udało mi się przejść, ile razy przeklinać w duchu śnieg do kolan, śnieżyce i zimno i ile razy zachwycać się świeżym, górskim powietrzem i niesamowitymi widokami, ale mam nadzieję, że wiosną będę mogła być w górach jeszcze częściej!
3. Od mniej więcej miesiąca udaje mi się pomału unormować tryb snu- coś z czym miałam straszne problemy przez ostatnie pół roku!!! W końcu pomału udaje mi się chodzić spać wieczorem i wstawać rano, bez zarywania nocy, budzenia się co godzinę (stres!) i tym podobnych ekscesów. Dzięki temu ograniczyłam też kawę do kilku filiżanek w tygodniu- wcześniej zdarzało mi się wypijać koło litra kawy dziennie!
4. Chyba najważniejsza dla mnie zmiana- od początku roku wyeliminowałam z codziennej diety nabiał, jajka i całą resztę produktów odzwierzęcych, która po prawie dekadzie wegetarianizmu pojawiała się jeszcze na moim talerzu (nie licząc produktów pszczelich, z których na razie nie planuje rezygnować). Czuje się dobrze, będę monitorować wyniki badań krwi, ale czuje, że weganizm mi służy.
Było o pozytywach, niestety nie wszystko co planowałam na zimę udało mi się zrealizować. Co mi nie wyszło?
1. Nie udało mi się wyeliminować błędów dietetycznych (podjadanie, ogólnie duże porcje i ogromne kolacje), przez które dalej niestety tkwię w niechlubnych "widełkach" BMI powyżej 25. Moja waga przez całą zimę nic się nie zmieniła.
2. Nie skorzystałam prawie w ogóle z sezonu łyżwiarskiego, na lodowisku byłam tylko kilka razy. Nie udało mi się też nauczyć niczego nowego, ba, mam wrażenie, że niestety brak praktyki negatywnie wpłyną na moje dotychczasowe umiejętności.

Mamy 25 marca, do początku lata zostało 87 dni. To całkiem sporo czasu na zrealizowanie nawet bardziej ambitnych planów. Ja mam kilka, tu zamieszczam listę, ale na pewno powrócę do nich w kolejnych postach.
Co planuje tej wiosny?
fot. vegefit
1. Wziąć się za dietę redukcyjną z prawdziwego zdarzenia. Liczyłam, że weganizm i bieganie pomoże mi w zrzuceniu nadprogramowych kilogramów, ale po prawie trzech miesiącach nie ma się co oszukiwać- jeśli nic nie ruszyło do teraz, to już nie ruszy.
2. Przebiec (przetruchtać?) maraton, ale też...
3. Zacząć ćwiczyć! Całą zimę praktycznie tylko biegałam (i rozciągałam się po bieganiu), a moja mata do ćwiczeń smutno kurzyła się w kącie przez ostatnie miesiące (do tego ramach poprawy tempa włączyć do treningu biegowego interwały, z których zrezygnowałam zimą).
4. Uporządkować przestrzeń wokół siebie i "na sobie". Tego punktu nie będę bardziej rozwijać w oddzielnych postach, ale uważam, że jeśli otoczenie wokół nas jest uporządkowane i my sami czujemy się zewnętrznie "uporządkowani" to łatwiej jest osiągnąć harmonie wewnętrzną. Nie mam problemu z bałaganem (poza książkami, które ostatnio rozkładam WSZĘDZIE), ale marzy mi się trochę zmian w moim otoczeniu, nie mam pomysłu, ale odczuwam potrzebę świeżości, drobnych zmian, pewnie wiecie o co mi chodzi. Poza tym moja garderoba wymaga odświeżenia- niestety nie mieszczę się w większość ubrań (rok temu ważyłam 10kg mniej), a praktycznie całą zimę przechodziłam w jednym swetrze i jednej sukience.

Do lata mam jeszcze trochę czasu, mam nadzieję, że w czerwcu będę mogła uznać, że wykorzystałam te trzy miesiące w 100%! A Ty? Jakie masz plany na wiosnę?

Wiosna!

/ czwartek, 21 marca 2013 /
fot. vegefit

Z okazji wiosny postanowiłam wrócić do fitblogowego świata jako bloggerka, nie tylko czytelniczka. Wierze, że wiosna, dłuższy dzień i nieco wyższe temperatury nieco bardziej sprzyjają aktywności fizycznej i zdrowszemu odżywianiu niż cóż... Zima. Gdyby jeszcze pogoda za oknem była bardziej wiosenna...
Mimo nie prowadzenia bloga nie zapadłam w sen zimowy. Zamiast tego z mniejszą lub większą częstotliwością biegałam, chodziłam po górach kiedy tylko udało mi się znaleźć kilka wolnych dni na wyjazd, a mój sposób odżywiania od prawie trzech miesięcy coraz bardziej przypomina dietę wegańską (z produktów odzwierzęcych spożywam już tylko produkty pszczele, z których na razie nie planuje rezygnować).
Nie wiem czy jestem teraz bardziej fit niż 3 miesiące temu, ale czuje, że to będzie owocna wiosna!
 
Copyright © Vege&Fit, All rights reserved