Siłowy

/ poniedziałek, 4 listopada 2013 /
źródło
 1. Rozpiętki na maszynie

 2. Wyciskanie sztangielek leżąc na ławce skośnej

 3. Przyciąganie drążka wyciągu górnego do klatki nachwytem

 4. Wyciskanie sztangielek siedząc

 5. Prostowanie tułowia na ławeczce

 6. Uginanie ramion ze sztangielkami (naprzemienne)

 7. Prostowanie ramion na wyciągu

 8. Prostowanie nóg siedząc

 9. Uginanie nóg leżąc

 10. Przywodziciele na ginekologu
 11. Odwodziciele j.w.
 12. Wspiecia na palce siedząc

Plan treningów siłowych na 8 tygodni: 
tydzień 1-2: 2 serie x15 powtórzeń 
tydz. 3-4: 2x12 
tydz. 5-6: 3x10 
tydz. 7-8: 3x8 

Miesiąc do drugiego maratonu...

/ sobota, 7 września 2013 /
...a ja dalej w rozsypce.
Coś tam biegam. Coś tam trenuje. W tym momencie tempo na kilometr interwałów jest zbliżone do styczniowego tempa normalnych wybiegań. W tym roku zdążyłam już uszkodzić oba kolana, zginacz biodra, a najnowszą kontuzją, świeżutką, jeszcze ciepłą i dającą o sobie znać jest skręcona kostka.

Kilometraż jest śmiesznie mały, bieganie po płaskich miejskich terenach średnio mi wychodzi.
Przez ostatnie miesiące jedynym wyczynem było 150km pokonane w ramach zmagań z Głównym Szlakiem Beskidzkim. W tym ostatnie ok. 15km na skręconej kostce. Całość, którą przeszłam zajęła mipięć dni (z dobą przerwy) czyli tyle ile rekordziście zajęło pokonanie całej trasy.

Moim głównym przygotowaniem do maratonu będzie więc pokonanie całej trasy Głównego Szlaku Beskidzkiego, na co właściwie mam tylko dwa tygodnie- biorąc pod uwagę lipcowe tempo jest to wykonalne, niemniej 500km trasa budzi respekt.
A jak już skończę trasę, która ma pół tysiąca kilometrów, to maraton choć realnie nie stanie się krótszy subiektywnie trochę zmaleje prawda?

Sapiąca po pierwszych od wielu miesięcy interwałach,
M.

Przygotowania do przygotowań

/ niedziela, 30 czerwca 2013 /
Wydrukowany plan przygotowań do maratonu wisi na tablicy korkowej, tuz nad numerem startowym z Cracovia Maraton i logiem "42 do szczęścia". Czas rozpoczęcia treningów- 8 lipca.
Został mi tydzień do rozpoczęcia solidnych treningów, a w tym momencie mam problem z przebiegnięciem 5km. PIĘCIU. Nie mówię już o fakcie, że wlekę się okropnie. Pilnuję, żeby spadać ładnie na śródstopie, kolanka nie bolą, ale łydki cierpią (ulgę przynosi olejek magnezowy, o którym pewnie napisze coś więcej). Patrzę na mój nowy, błyszczący bielą zegarek:



czyli prezent, jaki zrobiłam sobie za przebiegnięcie pokonanie pierwszego maratonu i widzę na nim szalone (jak na moje ostatnie możliwości) tempo 5:18 min/km, myślę sobie, że to nie dziwne, że tak się męczę, trochę zwalniam (a dużo ciężej biegać ładnie, na śródstopiu WOLNO), sapię okropnie, a pod koniec biegu (kiedy to ze trzy razy musiałam przejść do marszu, bo już nie mogłam, na oko 30cm wzniesienia mnie pokonało) okazuje się, że średnie tempo to 7:15 min/km.
Nie wiem jak chcę przebiec ten maraton, skoro na trzy miesiące przed nie jestem w stanie przebiec połówki tego dystansu. I chociaż kontuzja nauczyła mnie, żeby stawiać stopy ładnie, lądując na śródstopiu, starać się o piękną, długą fazę lotu, to zamiast biec jak tygrysica, albo chociaż antylopa, czuję się bardziej jak wieprzyk drobiący raciczkami po rozżarzonych węglach. Sapiąc prawie też jak wieprzyk, więc nie mogę zwalać wszystkiego na prawi-nie-bolące kolano, ale głównie na brak kondycji- no ale tak to jest, jeśli się nie ćwiczy zupełnie nic (poza pieszymi wędrówkami na uczelnię) przez dwa miesiąca. Dwa miesiące, które można było wykorzystać na przygotowania do maratonu. Brawa dla mnie.

Jeśli chodzi o mój nowy nabytek (czyli Nike+ SportWatch) jest w tym momencie najtańszym (poza Garminem 110, który nie ma niestety interwałów) zegarkiem biegowym z GPS na rynku. Można dokupić do niego czujnik tętna, czego nie zrobiłam, ponieważ w nie jest to informacja, z której umiała tym korzystać w tym momencie.
Zegarek ma wyraźną tarczę, jest trochę za duży na mój nadgarstek (co mnie zdziwiło, bo u drobniejszych osób wyglądał całkiem normalnie), ale nie przeszkadza, nie przesuwa się w czasie biegu, jest tylko wizualnym minusem. Sygnał z reguły łapie szybciutko (tylko raz miałam z tym problemy). Wygląd rzecz względna, mi w sumie na początku średnio się podobał, jest trochę zbyt rzucający się w oczy, ale jakoś już się do niego przyzwyczaiłam.
Dwoma minusami, które tak na prawdę można by skorygować zmianą oprogramowania jest jak dla mnie brak możliwości stworzenia bardziej zaawansowanych interwałów niż faza wolniejsza i faza szybsza (chciała bym mieć też możliwość ustawienia czasu rozgrzewki i schłodzenia w tym samym treningu, no, ale może za dużo wymagam) i zakresu tempa w jakim powinien być wykonany trening (chociaż może mało precyzyjne tempo chwilowe mogło by bardzo utrudniać wykonanie tego treningu). Ale ogromnym, przeogromnym minusem jest brak oprogramowania dla Linuksa (tak, jestem kobietą, nie, nie studiuje informatyki, tak, mam Ubuntu)! Próbowałam różnych sposobów, okazuje się, że program do Nike+ nijak nie chce działać.
Nie wiem czy pokuszę się o napisanie porządnej recenzji po większej ilości przebiegniętych kilometrów, na razie jestem w fazie testowania- zegarka i swojej kondycji.

Biegajcie
Truchtająca M. 
 
Copyright © Vege&Fit, All rights reserved